Jest kilka minut po północy. Siedzę przy tym samym biurku, przy którym siedziałam dwa lata temu. Stoi ono w innym miejscu, ale jest to również ten sam pokój. Jem sobie czekoladę, piszę herbatę i stukam w klawisze. W słuchawkach leci wspaniały utwór - A perfect day. Rok temu też go słuchałam, gdy pisałam podobnego posta. Wtedy jednak był on bardziej... fabularny. Dzisiaj piszę jako Ja, Autorka.
Przede wszystkim chciałabym podziękować. Wszystkim, którzy kiedykolwiek przewinęli się przez tego bloga, ale w szczególności samym założycielkom. Gdyby nie wy, nigdy nie poznałabym tak wspaniałych ludzi.
Pisanie o takich rzeczach nie jest dla mnie łatwe, dlatego robię to tylko raz na rok. W ten jeden, wyjątkowy dzień. Pewnie już wszyscy domyślają się o co chodzi, prawda? Tak. To już dwa lata jak jestem w SZK.
Zaczęło się od zwykłego rpg. (Nie)zwykłych ludzi, którzy wchodzili na czat i ... żyli. Bo tak to właśnie wyglądało. Świat dookoła nas był szary, a ten, do którego się wkręciliśmy okazał się być feerią barw. Powtórzę teraz słowa, które wypowiadałam już wiele razy: "Nawet nie zorientowaliśmy się, w którym momencie odskocznia od rzeczywistości stała się nową rzeczywistością.". Faktycznie, tak właśnie było. Teraz już tak nie jest. I powiem wam, że chyba pierwszy raz naprawdę się z tego powodu cieszę. Skoro nie potrzebujecie już SZK to znaczy, że jesteście szczęśliwi, albo do owego szczęścia dążycie. A o to przecież od początku chodziło - odnaleźć swoje szczęście.
Ja też je odnalazłam. Wszyscy mi w tym pomagali, szukaliśmy go dosłownie wszędzie. A ono cały czas tutaj było. Zaraz pod moim nosem. Niektóre znajomości, które tutaj nawiązałam, nie zasługują już na miano "internetowych". To najprawdziwsze przyjaźnie. Szczególnie jedna, ta najważniejsza.
Kirley... Na początku chciałam napisać tylko do Ciebie, tak... prywatnie. Zrozumiałam jednak, że wtedy ta wiadomość straci sens. Chcę, żeby ludzie wiedzieli ile dla mnie znaczysz. To już dwa lata jak wytrzymujesz moje humorki, rozterki, dramy i załamki. Żyłaś ze mną z uśmiechem i we łzach. Zawsze byłaś, kiedy tylko Cie potrzebowałam. Zawsze czułam Twoją obecność, nawet, jeśli cie nie było ze mną fizycznie. Byłaś, jesteś i mam nadzieję, że będziesz moim dobrym duchem, który sprowadza mnie na ziemię, kiedy za bardzo odpłynę. Czerpię motywację z tego, co razem przeżyłyśmy. To popycha mnie do przodu. Chciałabym przeżyć z Tobą jeszcze więcej. Więcej niespodziewanych wizyt, więcej zarywania nocek i więcej wypadów do kina. Więcej ... wszystkiego. Wiem, że to trudne - w końcu mieszkamy w kompletnie różnych częściach Polski. Ale wiesz, jesteś chyba najlepszym co mnie w życiu spotkało i ta data kojarzy mi się głównie z Tobą. To już dwa lata Kir. Tylko dwa lata, a mam wrażenie, jakby minęło ich sto. Jakbyśmy znały się całe życie. Nikt nam tego nie zabierze.
Was też nikt mi nie zabierze. Na zawsze już pozostaniecie w moim sercu i wiem, że nigdy Was nie zapomnę. To dołączenie właśnie na tego bloga zmieniło całe moje życie. Obrót o 180*, który był mi cholernie potrzebny. Nie wiem co by się ze mną teraz działo, gdyby nie wy. Naprawdę bardzo Wam za to dziękuję.
Za te noce spędzone na czacie, za trollowanie z Shadem na innych stadach, za motywowanie mnie do działania, za Jelenia i Łosia, za pokazywanie mi, że jestem dla was kimś więcej niż tylko znajomą, za możliwość wygadania się, za planowanie morderstw na ludziach, których nie lubię, za te wszystkie "odpały" i "spontany", za stworzenie rodziny i za to, że po prostu tu byliście.
To, co napisałam wyżej wyraźnie pokazuje, że zwykły blog może być dla kogoś zupełnie nowym rozdziałem. No tak, jestem bardzo sentymentalna, przepraszam.
Naprawdę zawsze będę o Was pamiętać.
"We have had the time of our lives
and now the page is turned
the stories we will write
we have had the time of our lives
and I will not forget the faces left behind
it's hard to walk away from the best of days
but if it has to end, I'm glad you have been my friend
in the time of our lives
"
Nie tylko Wasza,
Pajka.