wtorek, 10 czerwca 2014

Zadanie na Gł. Wojownika, Victor Tichon Alexeieva

Zdarzało mi się popełniać błędy niewybaczalne. Błędy nie dotyczące nikogo, błędy nikogo nie krzywdzące. Zdarzało mi się śmiać z własnych łez. Zdarza mi się niszczyć siebie i chociaż o tym wiem, to nadal w to brnę. Taki jest mój sposób na życie.

Wiedział, że tej bitwy przegrać mu nie wolno. Wiedział, że dziś strat w ludziach być nie może. Czy potrafiłby spojrzeć w lustro, spojrzeć na swą paskudną gębę gdyby zawiódł? Podejrzewał, że nie. Zbyt długo go nie było. Trochę zbyt późno dowiedział się, co nadciąga. Jednak nie zamierzał się tym usprawiedliwiać. To było jego obowiązkiem. Nie tylko jako członek stada, ale także jako doświadczony wojownik był im to winien. Nie mógł powiedzieć, że cieszył się z tej sytuacji. Ale nie ukrywał też, że pomogło mu to pozbierać się nieznacznie. Znad map i dokumentów piekielnych przenieść się nad plany wojenne, które studiował za dnia. Po zmierzchu zaś, jako czarny kruk, przemierzał okolice. Obserwował, planował, szacował. I śledził każdy ruch zbliżającego się wroga.  Nie było ich wielu. Nieznacznie przewyższali liczebność stada. Jednak słabym punktem Victora i reszty stada był fakt, że nie znali oni wroga. Mężczyzna nie miał pojęcia na ile są doświadczeni, jaką bronią władają. Trzeba było być przygotowanym na wszystko.

Znał stado, wiedział na ile ich stać. Widział jak walczą. Cieszył go fakt, że nie potrzebowali przeszkolenia. Zaoszczędzili na tym wiele czasu.


Dokument nr. 1
Kobiety: 9
Mężczyźni: 9
Ogółem: 18
Dzieci i niezdolni do walki: Elizabeth, Lapidus (ogółem 2)
Młodzież: Lana, Loreto, Shasta (ogółem 3)
Wojownicy: Apayan, Deces, Lisa, Michael, Nel, Nicolas, Noche, Rick, Rimmon,  Seven, Shadoweses, Victor (ogółem 12)


Pozostała Alpha. I to jak ją przekonać, że nie powinna ruszać na bitwę wraz z nimi. Victor wiedział, że stoi przed nim zadanie niewykonalne. Sasha nie będzie chciała opuścić stada. Jednak kto z nimi zostanie, gdy ona zginie. Do walki poprowadzę ich ja, Sasho. Nic im nie grozi pod moim dowództwem. Słusznie nie uwierzyła w to kłamstwo. Gdyby nikomu nic nie groziło, mężczyzna nie czułby obaw by Sash ruszała z nimi.

Dokument nr. 1 (poprawka nr 1)

 Kobiety: 9
Mężczyźni: 9
Ogółem: 18
Dzieci i niezdolni do walki: Elizabeth, Lapidus (ogółem: 2)
Młodzież: Lana, Loreto, Shasta (ogółem: 3)
Wojownicy: Sasha, Apayan, Deces, Lana, Lisa, Michael, Nel,  Nicolas, Noche, Rick, Rimmon,  Seven, Shadoweses, Victor (ogółem: 14, w tym dowódców: 2)
 


Nie pamiętał kiedy ostatnio spał lub jadł. A wiedział, że musi wypocząć nim wróg stanie u bram.

Dokument nr 2.
Alpha i główny dowódca: Sasha (1)
Generał i prawa ręka dowódcy: Victor (1)
Wojownicy: Apayan, Deces, Kirley, Lana, Lisa, Michael, Nel, Nicolas, Noche, Rick, Rimmon,  Seven, Shadoweses (13)


Deces, masz jedno z trudniejszych zadań... Nie zezygnuję z Ciebie na polu bitwy, ale musisz też poprowadzić dziewczęta. Jako szamanka... Wiesz więcej o leczneiu, niż my.


Lazaret: Deces, Loreto, Shasta (3)

Dokument nr 3.

Postać humanoidlana: Sasha, Apayan, Deces, Kirley, Loreto, Nel, Rick, Rimmon, Sahdoweses (9)
Postać zwierzęca: Lana, Lisa, Michael, Nicolas, Noche, Seven (6)
Postać zmienna: Victor (1)

Postaci:
Lana - wadera
Lisa - tygrys
Michael - gepard
Nicolas - tygrys
Noche - basior
Shadoweses - basior
Victor - basior

Towarzysze:
Sasha - Moka (niedźwiedź)
Lana - Luna (wilk)
Shadoweses - Rodian (ogier)
Victor - Kuolema (kruk)

Apayan, Rimmon i Victor posiadają przyzwolenie na przmeianę w postać demoniczną.


Wiedział, że jego plany nie są dopracowane, ale nie było czasu na zmiany. Walka trwała.

Pojawili się wcześniej niż Victor szacował. Zaskoczyli ich. Mężczyzna zdążył jednak rozstawić członków w postaci zwierzęcej w wyszukane wcześniej kryjówki, dookoła pola walki. Mieli czekać na znak. Szyk, który wyszedł naprzeciw wrogom, prowadził Victor. Zaraz za nim znajdował się Shadoweses na grzbiecie konia. Na równi z nim stali Apayan i Rimmon. Deces, Kirley, Loreto za nimi, a  Nel i Rick zamykali szyk. Zaraz za nimi stała Sasha. To był warunek Victora. Walczysz, ale jako ostatnia. Z dala od pierwszej linii ognia. Jeśli masz zginać to jako ostatnia. Kuolema krążył ponad głowami i skrzeczał głośno coś, co rozumiał tylko Victor. Luna i Moka towarzyszyli lazaretowi, gdzie raz po raz zerkać musieli Deces i Victor. Mężczyzna żywił jednak cichą nadzieję, że dziś nie przyda się żadna pomoc medyczna. Spojrzał, z trudem poruszając zdrętwiałym karkiem, w wyjątkowo czyste niebo. Dzień od rana zapowiadał się upalnie. Przeniósł czarne oko na wrogów. 20, może 22 osobników różnego wieku i płci. Nie doszukał się tam dzieci. Najmłodszy z chłopców walczących tam mógł mieć ok. 15 lat. Nadawał się już do armii. A najstarsza...? Zapewne ich przywódczyni, schowana, bezpieczna, otoczona przez resztę. W mniemaniu Victora dobiegała już 80 lat. Więc mają czarownicę. Nie przytargaliby tu tej staruchy, gdyby czegoś nie potrafiła. Nie wyglądała na taką co mogłaby machać mieczem. Choć jej pomarszczona twarz mogła skrywać wiele tajemnic. Czego wy do cholery od nas chcecie? Czego chcecie od Sash? 


- Ziemie macie obwite w zwierzynę i rozległe. Rozrastacie się. Nie pozwolę wam stać się zagrożeniem.

Mężczyzna zdrętwiał słysząc skrzekliwy głos staruchy. Jeśli czyta w myślach... To nie jest dużym zagrożeniem. Każdego ze swych wojowników nie ostrzeże, przed każdym ruchem ze strony naszego stada. Pozostało modlić się do wszystkich bóstw nieba i ziemi, że tylko starucha jest czarownicą. Victor powolnie zacisnął palce na zdobionej rękojeści ciężkiego, obosiecznego miecza. Dobył go sprawnie i niemal w jednym momencie każdy z wojowników za jego plecami dzierżył w dłoniach swą broń. Nie posiadali broni palnej. Victor się na to nie zgodził. Wiedział, że gdy w grę wejdą zwierzęta, nie od razy będzie się dało rozpoznać swoich, a łatwiej zatrzymać w locie ostrze niż kulę. Ku jego zadowoleniu i uldze, wrogowie również nie posiadali broni palnej.

Ruszyli.

Wiedział, że tej bitwy przegrać mu nie wolno. Wiedział, że dziś strat w ludziach być nie może...

Starli się jednocześnie. Najpierw odezwała się stal. Dopiero później dołączył do niej samotny bojowy krzyk, któregoś z wrogów. Victor nie lubił walczyć w ciszy. Ale nigdy nie zaczynał bitewnej pieśni jako pierwszy. Nie musiał jednak długo czekać. Nim Shad rozbił szyk wroga, a ostatnia linia ich szyku skrzyżowała broń z wrogiem, walka rozgorzała na dobre. Jako pierwszą zamordowano ciszę. Bitewna pieśń składająca się z krzyków ludzi, stali i koni niosła się wysoko. I głośno. Wyeliminować czarownicę. Usta staruchy poruszyły się, a kilku żołnierzyków wokół niej, zwarło się ciaśniej. Słyszała. Wydawała im rozkazy. A może i rzucała zaklęcia. Victor upuścił miecz i skoczył ponad upadającym mężczyzną, o czerwonych jak ogień włosach. Nie znał go. Łapy miękko uderzyły o ziemię i dalej pobiegł rdzawy basior, bujając rogatym łbem. Widział jak oczy staruchy rozszerzały się w przerażeniu. I co teraz zrobisz, czarownico? Odpowiedziała mu cisza z jej strony. Jego wilcze wargi rozciągnął upiorny uśmiech, który odsłonił ostre kły. Straż staruchy zaczęła poruszać się niepewnie, nie wiedzieli co robić bez jej rozkazów. Nie słyszysz zwierząt? Tak mi przykro. Pierwszy z nich upadł na ziemię, a z rozerwanej tętnicy szybko wypłynęła jasna krew. Victor słyszał za sobą głosy bitwy. Słyszał każdego z osobna. Każde serce, każdy oddech. Wyłapywał te, które najlepiej znał. Sasha. Deces. Apayan... Musiał szybko do niech wrócić. Poprowadzić dalej. Zwierzęta czekały przyczajone wokół nich. Czuł swoich. Ale czuł też paru innych. Zaraz się tym zajmie... Padł trzeci z pięciu żołnierzyków. Czarownica była coraz bliżej. Nie zdążył jednak dosięgnąć czwartego. Upadli oboje i zwijając się jakby z bólu. Tuż przed jego pokrwawionym pyskiem przeleciały dwa sokoły. Niech by to szlag...! Nim spojrzał ponownie na staruchę, jego ciało przeszył rozrywający ból. Miał wrażenie, że wszystkie jego kości pękają. I wtedy zdał sobie sprawę, że leży, a jego czarne włosy okalają mu twarz. Uchylił czerwone jak krew oczy. Jakim sposobem sprowadziła go do jednej z jego demonicznych postaci? Jednak nim znów spróbował się poruszyć wszystko ustało. Pozostał tylko cień pulsującego bólu w mięśniach. Oczy staruchy pozostały wbite w punkt za nim. Wielkie, przerażone, martwe... Jej pierś zalała krew, a z krtani wystawał sztylet. Była stara. Nie potrafiła już skupiać się na kilku rzeczach naraz. Mężczyzna obrócił się. Wiedział kto za nim stoi, Ale chciał ją ujrzeć. Włosy Apayan potargał wiatr, pozlepiała krew. Oby wrogów. Dziewczyna obróciła się na pięcie i zniknęła w walczącym tłumie. Tak jak powinna była zrobić.

Victor zebrał się z ziemi dość szybko i sprawnie. Podszedł do czarownicy. Śmierdziała dymem, ziołami... Czarami. Wygrzebał spod jej zakrwawionego ubrania srebrny łańcuch, na którym zawieszony został medalion, przedstawiający węża, porażającego własny ogon. Stary nekromanta. Zabawne, że czarownicy zajmujący się zmarłymi sami umierają. Medalion nie pomógł jej przeżyć, ale teraz Victor przynajmniej wiedział, że kobieta musiała mieć znacznie więcej lat, niż początkowo przypuszczał. Wyciągnął z jej szyi sztylet i sprawnie wykroił jej serce. Nie ufał śmierci. Bywała zdradziecka. A nie chciał musieć, zabijać czarownicę po raz drugi. W biegu schował medalion. Należy się Apayan. Usłyszał i wyczuł, że zwierzęta ruszają do ataku. Ponad polem bitwy wiatr poniósł donośnie wycie. I do walki ruszyli Lana, Lisa, Michael, Nicolas, Noche i Seven. Zaatakowali wrogie zwierzęta znienacka. Rzucili się na nie ciężarem swoich cielsk, zwalając ich na ziemię. Wszystko szło po ich myśli. Rimmon pochwycił wzrok Victora, a mężczyzna kiwnął mu głową. Demon z ulą przybrał postać demoniczną. A i Victor postanowił w takowej pozostać. Pochwycił pierwszy lepszy miecz leżący na ziemi i ruszył w mordercze tango. Jego czarne, długie włosy tańczyły dziko wraz z nim, gdy unikał ciosów lub sam je zadawał. Ostrze przeciwnika kilka razy musnęła jego twarz lub ręce pozostawiając po sobie krwawe kreski.
Szybko nadarzyła się okazja by spłacić dług. Klinga jego miecza wyhamowała i delikatnie uderzyła leząca Apayan w nos, gdy sparował potężny cios wymierzony w jej stronę. Drugą ręką dobył swój myśliwski nóż i szybko znalazł dla niego miejsce pod zebrami napastnika. Życie za życie. Zniknął z oczu kobiety. Rozejrzał się w tłumie i dostrzegł czarnego lwa i drobną blondynkę, biegnących w stronę walczącej Deces. Pochwycił wzrok Lany i Miechaela. Krzyknął do nich coś, czego oni i tak nie mogli zrozumieć. Mieczem wskazał na parę napastników. Wadera i tygrys bez zastanowienia wykonali niemy rozkaz. Po chwili podnieśli zakrwawione pyski znad trupów i ruszyli dalej w walkę.


Zostało ich sześcioro. Dwoje ludzi, trzy basiory i niedźwiedź. Otoczeni przez stado. Bezbronni bez swej pani. Victor nie wyczuwał od nich aury śmierci. Służyli nekromantce, ale sami nekromantami nie byli. Mężczyzna zdążył już odnaleźć swój miecz. Trzymał go teraz oburącz, ostrzem opartego o ziemię. Jeden z basiorów jest przywódcą. Przynajmniej od momentu, gdy zginęła starucha.


Zostało ich sześcioro...


Ruchu nie poprzedził najmniejszy szmer. Ciszę przerwał łoskot upadającego ciała, za nimi podążyła reszta dźwięków, która jasno dawała do zrozumienia, że walka rozgorzała na nowo.


Niedźwiedź trafił Sashę w kolana, zwalając ją z nóg. Przewodzący basior skoczył, próbując rozszarpać jej gardło, jednak zahaczył kłami jedynie jej bark, gdy Noche zabrał go wraz ze sobą i zwalił na ziemię, kończąc skok, który zaczął niemal w tym samym momencie. Deces! Zabierz ją stąd i opatrz! Wiedział, że Sash nie jest poważnie ranna. Ale była osłabiona. No i miał pretekst by odesłać ją z pola walki. Niedźwiedź runął powalony przez cichą jak kot i równie zabójczą Kirley. Starczyło, że na chwilę się rozproszył... Pozostało dwoje ludzi i basior. Z młodej kobiety uciekł duch, nim jeszcze jej ciało dotknęło ziemi, jej towarzysz wiedział, że nie ma czego ratować, więc szybko zajął się ponownie walką. Nie wiadomo, czy cieszył się, gdy do niej dołączył. Victor wyciągnął zakrwawiony miecz z pomiędzy jego żeber. Wszystko ucichło. Pozostali sami na polanie pełnej trupów. Ostatni z wrogów zbiegł. Przemienił się w orła i zbiegł. Nawet Kuolema go nie zatrzymał. Victor rozejrzał się po zebranych. Brudnych, zmęczonym, umazanych krwią. Zapewne sam nie wyglądał lepiej. Jego, na powrót blond włosy, gęsto oblepiała krew jego własna jak i tych, którym odebrał życie.


Podszedł do Apayan, nie powstrzymał delikatnego uśmiechu, widząc cienką kreskę na jej nosie, jaką zostawiło jego ostrze. Ujął jej dłoń i ułożył na niej medalion, zaciskając na nim jej palce. Obrócił się, pozwalając by jej dłon wysunęła się z pomiędzy jego palców.


- Trzeba ich spalić. Niektórzy z nich mogą być nekromantami. - Mruknął ochrypłym od walki głosem. Posłał wszystkim pełen zwycięstwa uśmiech, po czym sam zabrał się za układanie stosu.

8 komentarzy:

  1. "Cicha jak kot i równie zabójcza Kirley" idealne określenie na Kiri xD ♥

    A tak ogólnie to dobra robota Viciu, bardzo podoba mi się twa notka, zobaczymy czy jeszcze Noche swoją napisze, czy wygrasz stanowisko walkowerem c;

    | Sash. |

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiri właśnie z taką mi się kojarzy. Nie wiem jak czuje się w walkach, ale nie mogłem się powstrzymać, musiałem umieścić ją w walce bezpośredniej.

      Nie mam nic przeciwko wygrania walkowerem...

      Viciu

      Usuń
  2. Świetna robota. Naprawde się wciągnęłam i czułam jakbym była na tym polu walki. Miło że pomyślałeś o mnie i o Lunie.

    Lana

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Ale ja lubię Twój styl. Opowiadanie świetnie, a Pajka idealnie wpleciona. Podoba mi się, bardzo. ]

    Apayan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję... *Czuje obrzucony się różami i pluszakami.*

      Viciu

      Usuń
  4. Powiedziałbym tylko, że Shad poza humanoidalną postacią ma postać konia, a nie wilka, ale poza tym super się czytało :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, mogło mi to umknąć... Ale dziękuję.

      Viciu

      Usuń